O książkach

O książce Francine Jay Minimalizm daje radość.

Do książki Minimalizm daje radość Francine Jay zabierałam się od dawna. Wydano ją w Polsce w 2016 roku, i choć tytuł zachęcał, zawsze sięgałam po coś innego. Teraz zobaczyłam, że książka ta jest dostępna w ramach udostępnionego bezpłatnie pakietu Empik Premium i pomyślałam, że to idealny moment na jej recenzję.

Kim jest autorka książki? Francine Jay jest propagatorką minimalizmu w USA, autorką bloga i pięknego, choć mało realnego dla mnie konta na Instagramie. Sama o sobie pisze, że jej celem jest osiągnięcie punktu „akurat” (“just enough”), w którym nie będzie miała nic poza tym, co jest jej potrzebne.

Myśl przewodnia książki Minimalizm jego radość jest w stu procentach zgodna z moim myśleniem o rzeczach – uwalniaj wszystko z taką łatwością jak dziecko, które zdmuchuje dmuchawiec. Wystarczy jedno dmuchnięcie, a można zyskać mnóstwo niewiarygodnej lekkości… Dmuchawiec to dla mnie idealna metafora rzeczy. Nie używasz? – uwolnij, a będą miały szansę rozkwitnąć u kogoś innego. Lektura nie mogła więc zacząć się lepiej.

Książka podzielona jest na cztery części. Pierwsza to Filozofia, druga to opis metody STREAMLINE, trzecia to Pomieszczenie za pomieszczeniem, a ostatnia to Styl życia.

Ulegamy pokusie kupowania i gromadzenia rzeczy, które niosą ze sobą pewne obietnice.

Patrząc na powody, dla których posiadamy za dużo, Francine – podobnie jak Tara Button w książce Masz wszystko, czego potrzebujesz – stawia na wszechogarniające nas reklamy. Mamią nas obietnicami kup, a będziesz szczęśliwy. Podkreśla, że firmy wydają duże środki na to, by przekonać nas, że rzeczy świadczą o nas i naszej pozycji. A przecież nie jesteśmy tym, co posiadamy.

Stajemy się ofiarami tego, że chcemy żyć nie gorzej niż inni.

Innym powodem, dla którego posiadamy, może być to, że oceniamy siebie przez pryzmat tego, co posiadają inni. Jeśli wszyscy wokół coś mają zaczynamy zastanawiać się, czemu i my tego nie mamy.

Co jest ważne w minimalizmie wg autorki? Przestrzeń!  To jest coś, z czego każdy z nas mógłby skorzystać. Co zatem można mieć w domu? cokolwiek, czego często używasz, i co dodaje wartości twojemu życiu, jest mile widziane w minimalistycznym gospodarstwie. Przedmiot użyteczny musi być używany.

Czytając tę część odnosiłam wrażenie, że autorka pisze z pozycji bardzo uprzywilejowanej pozycji. Im więcej mamy pieniędzy, tym bardziej nieprzespane pozostaną nasze noce i tym mniejsze stają się nasze możliwości. Brzmi jak narzekanie osoby, która nie ma miejsca na kolejne hobby wymagające rozstawienia nowych sztalug, i nie ma pojęcia, czym w nocy mogą martwić się inni. Opisując nadmiar, porównuje go do podróżowania z walizkami. Trzeba na nie czekać przy taśmociągu na lotnisku (faktycznie, podróżowanie samolotem jest taaaaakie uciążliwe), potem trzeba odnieść je do hotelu. Jej zdaniem jeśli będziesz mieć ze sobą jeden plecak, będziesz chłonąć dźwięki i zapachy miasta. Myślę, że to kwestia nastawienia. Można mieć jeden plecak i nie widzieć nic dookoła, można mieć trzy walizki i zauważać wszystko, co nas otacza. Rzeczy mogą ograniczać, zakotwiczać, hamując nas przed rozwijaniem nowych talentów i zainteresowań – oj, raczej brak może hamować, nie wiem, czy nadmiar też. Dla chcącego nic trudnego, mówią. Pisze też, że nie chce mieć spieniacza do mleka w szufladzie, woli iść na cappuccino do kawiarni. Rozumiecie, czemu tak ją oceniam?

 

Przedstawiana przez nią filozofia brzmiała prosto, za prosto dla mnie. Sekret osiągnięcia sukcesu – nastawienie. Trzeba tylko powiedzieć sobie stop i pomyśleć po co i dlaczego, zanim coś kupimy. By mentalnie się od tych przedmiotów uwolnić, należy je po prostu wyrzucić.

Serio tylko tyle? Nie wydaje mi się. To trochę za mało jak na książkę o miminalizmie. Tak samo jak ćwiczenia opisane w książce. Są powszechnie znane. Proponuje, byśmy chwilę zastanowili się – jeśli przeprowadzasz się daleko, i możesz zabrać tylko część swoich rzeczy – co zabierasz ze sobą? Co ratujesz z pożaru?

Momentami też filozofia ta idzie za daleko. Bałagan wytrąca nas z rozmyślań i genialna myśl gdzieś ginie, a wraz z nią twoje szanse na dokonanie przełomu w filozofii. Nie, nie trafia to do mnie zupełnie.

Doceniam, że autorka zauważa wpływ nadmiernego stanu posiadania na planetę, i radzi, by za każdym razem myśleć o całym cyklu życia rzeczy, od produkcji po wyrzucenie i recykling. Każda kupiona przez nas rzecz, począwszy od żywności, a na telewizorach i samochodach skończywszy, nadwyręża zasoby Ziemi –  dlatego zachęca, by kupować lokalnie, kupować rzeczy używane lub po prostu – kupować mniej.

Jaka jest rada, by nie mieć w domu nadmiaru? Masz być strażnikiem, żeby rzeczy nie trafiały do Ciebie. Ale ja nie zamierzam być strażnikiem, bo one nie wchodzą do domu nieproszone! Lepiej jest zrozumieć źródła nadmiaru, a nie tylko stać na straży. Nie zachęca mnie ta rola zupełnie.

Pierwszy zgrzyt

Rada autorki dla tych, którzy posiadają niechciane podarunki, spowodowała pierwszy zgrzyt i szersze otwarcie oczu ze zdziwienia. Cóż jej zdaniem powinnam zrobić? Wyeksponować je w czasie najbliższej wizyty osoby, która je dała, lub zrobić zdjęcie, a potem przekazać rzecz na cele dobroczynne – szczęście zagości w twoim otoczeniu.  To mamy zdecydowanie inną definicję szczęścia.

 

Sprzątanie robi się łatwiejsze, kiedy będziesz decydował, co zostawić, a nie, co wyrzucić

Kolejna część to rozdział o tytule STRAMLINE, gdzie każda literka oznacza po angielsku jakieś działanie. Chyba przejadły mi się już tak skonstruowane książki, ale – czytam dalej.

Autorka podkreśla, żeby za każdym razem wyjmować wszystko z porządkowanego miejsca. Też tak uważam – choćby w ebooku Uwolnij swoje poranki za każdym razem piszę Wam, żebyście opróżniły porządkowane miejsca. Kiedy masz już wybrane, co zostaje, resztę posortuj na trzy kategorie: do wyrzucenia, do zatrzymania i do przekazania. Dodatkowym, ułatwiającym sprzątanie pomysłem, jest  dodatkowo pudełko nazwane Tymczasowy Brak Decyzji. Jeśli na podjęcie decyzji, co zrobić z daną rzeczą, potrzebujesz więcej czasu, umieść je w tym pudełku. Nie spowalniasz dzięki temu sprzątania.

Nie wiń się, że je oddajesz – uwolnij je i daj im nowe życie. Bądź hojny!

Oczywiście pisząc o wyrzucaniu, autorka ma na myśli recykling – zawsze lepiej jest oddać, niż wyrzucić do śmieci. Trzeba tylko pamiętać, że wymaga od nas więcej wysiłku. Jeśli masz obawy przed pozbyciem się rzeczy, bo mogą się przydać, zastanów się – jeśli do tej pory czegoś nie potrzebowałaś, to czy będziesz umiała to znaleźć, jak już będzie potrzebne? Będzie się w ogóle nadawało do użycia?

Oddając rzeczy, autorka sugeruje przekazanie ich do sklepu charytatywnego, pobliskiej biblioteki,  szkoły twojego dziecka. Jeśli odzyskanie części pieniędzy pomoże Ci w rozstaniu z czymś – sprzedaj je.

Miejsce na wszystko i wszystko na miejscu.

Jak zatem uporządkować te rzeczy, które zdecydowaliśmy się zachować? Podziel mieszkanie na strefy (kuchnia, pokój dzienny, pokoje dzieci), a te z kolei na koła wewnętrzne, zewnętrzne i głębiej. To ma pomóc Ci przyporządkować rzeczy do danej kategorii i strefy. Francine odkreśla wagę trzymania rzeczy na swoim miejscu. Po to je ustalaliśmy, żeby daną rzecz trzymać na miejscu do tego przeznaczonym. Pomocne są proponowane przez autorkę moduły, czyli przestrzeń na rzeczy danej kategorii. Dzięki temu sięgając po coś, szukamy w jednym miejscu w domu, a nie kilku. Dodatkowo, dzięki temu wiemy czego ile mamy. Zachęca też do określenia granic dla rzeczy – czyli trzymasz tyle płyt DVD, ile mieści się na przeznaczonej do tego półce.

Ciekawe jest spojrzenie autorki na kwestię wielkości posiadanego mieszkania. Posiadanie mniej miejsca jest zaletą, a nie koniecznością.  Przykład? Jeśli mieszkasz na niedużej przestrzeni, to pozbywasz się roweru treningowego, na którym nie ćwiczysz; mając dom, wstawiasz go do piwnicy. Faktycznie, wolne miejsce w piwnicy kusi, by trzymać tam nie tylko to, czego używamy rzadko, ale też to, z czym nie wiemy co zrobić.

Bardzo dużo miejsca poświęcone zostało pustym blatom, które faktycznie, sporo rzeczy i czynności w domu ułatwiają.

Drugi zgrzyt

W tej części książki znalazła się rada, na której kolejny raz musiałam się zatrzymać i przeczytać jeszcze raz. Rozważ zminiaturyzowanie (…) – może warto odciąć kawałek sukni ślubnej, a nie zostawiać jej całej, i przypiąć do zdjęcia ze ślubu. Co to jest za rada, żeby zniszczyć zamiast oddać? Tak samo serwis do porcelany – zostaw jeden talerzyk, resztę puść dalej. Nie, nie zrozumiem tego. Jeśli zdaniem autorki by mentalnie się od tych przedmiotów uwolnić, należy je po prostu wyrzucić po co niszczyć coś, jeśli można oddać w całości?

Kolejna część to omówienie pomieszczenie po pomieszczeniu sprzątania w danym miejscu. Podzielone zostało to za każdym razem na porządkuj, organizuj, utrzymuj w ryzach – nawet, jeśli ma to trwać bardzo długo. Rób do powoli i systematycznie, ale rób. Tu pojawia się pomysł na przydatne pudło na rzeczy do przekazania. Mogło bowiem być tak, że robiąc porządki natknęłaś się na jedną rzecz do oddania. Co z taką jedną rzeczą zrobić? To za mało, żeby zawieźć ją do sklepu charytatywnego. To może sprawić, że wróci na miejsce. Po stworzeniu i zapełnieniu takiego pudła łatwiej jest zająć się wszystkimi rzeczami na raz, niż każdą po kolei.

Trzeci zgrzyt

W tej części znowu pojawiło się mocno zastanawiające mnie zdanie.

Jeśli kupisz nową szminkę z kolekcji jesiennej czy cień do powiek z kolekcji wiosennej, kolorom minionej pory roku powiedz „adios”. Nowe kosmetyki dają zdecydowanie większą przyjemność niż wykańczanie starych. Czyli z jednej strony radzi, żeby sprawdzić, w jakich kolorach jest nam dobrze, a z drugiej mówi coś o wiosennych kolorach? Jest minimalistką, ale woli kupować nowe niż zużywać to, co ma? Pisze, że nowe daje większą przyjemność, niż stare? Jak mam to określić? Niespójność to mało powiedziane.

Czwarty, ostatni zgrzyt

Ostatnia część do rady, jak zarazić minimalizmem swoich bliskich – od niemowlęcia, po męża. I tu trafiłam na taki kwiatek. Co zrobić, kiedy on nie chce być minimalistą? Kiedy loguje się do sklepu internetowego, wskocz w coś zmysłowego.

Po tym zdaniu miałam ochotę odłożyć książkę, i więcej do niej nie wracać. Serio? Taka rada? Gdyby to zdanie pojawiło się na początku książki, nie czytałabym dalej.

Czy warto przeczytać tę książkę?

Z jednej strony podobają mi się rzeczowe rady autorki dotyczące sprzątania i pozbywania się rzeczy. Jest kilka wartych rozważenia rozwiązań. Bycie minsumentem, a nie konsumentem, myślenie o zasobach Ziemi zużywanych do produkcji rzeczy, których będziemy używać tylko kilka miesięcy, dbanie o żywotność produktów i namowy do kupowania rzeczy lokalnie, używanych lub po prostu mniej lub w ogóle uważam za trafione. Myślę jednak, że są lepsze książki o minimalizmie i sprzątaniu. Jeśli macie możliwość i potrzebę, przeczytajcie ją teraz dzięki abonamentowi Empik Premium. Jeśli nie – sięgnijcie po coś innego.