O książkach

„Sztuka porządkowania życia po szwedzku.” Czyli jak?

Zastanawialiście się kiedyś, co się stanie z Waszymi rzeczami po Waszej śmierci? Myślicie w ogóle o tym? Co się stanie z rzeczami, które przez całe życie zgromadziliśmy?

Mogą być niepozorne, ale dla Was ważne. Mały miś, którego dostałaś od pierwszej miłości. Scyzoryk od dziadka. Płyta. Im ważniejsza jest wartość emocjonalna danego przedmiotu, tym trudniej będzie potomnym zrozumieć, czemu coś trzymaliśmy.

Jak myślicie – ich uporządkowanie będzie dla bliskich przykrym obowiązkiem? Sentymentalną podróżą przez Wasze życie? Smutnym zadaniem pogłębiającym ból? Myślicie w ogóle o tym?

Sztuka porządkowania życia po szwedzku. Jak sprawić, żeby bliscy zachowali po nas wyłącznie dobre wspomnienia to niewielka książka Margarety Magnusson poświęcona temu tematowi. Tytułem jednej z części wyraźnie podkreśla, że wg niej

 

PORZĄDKI PRZEZ ŚMIERCIĄ NIE SĄ SMUTNE.

 

Autorka dzieli się w niej swoimi doświadczeniami z porządkowania rzeczy, które pozostawili po sobie jej bliscy, ale też po robieniu takich porządków wśród zgromadzonych przez siebie przedmiotów. Bo – jak twierdzi

PORZĄDKUJECIE SPRAWY PRZED ŚMIERCIĄ DLA SIEBIE, ALE I DLA LUDZI, KTÓRZY PRZYJDĄ PO WAS

 

Ale pod początku.

Margareta przeprowadzała się 17 razy, i porządkowała kilkukrotnie przedmioty pozostawione przez bliskich. Z sentymentem i wdzięcznością wspomina, jak znalazła wśród rzeczy po swojej mamie poprzyczepiane karteczki na te przedmioty, które miały trafić do określonej osoby. Opisuje też, jaką nauką była dla niej łódka, która trzymana była dla potomnych, ale żadne z wnucząt jej nie chciało.

W książce namawia do przeprowadzenia gruntownych porządków. Czym są? To przejrzenie całego dobytku i zdecydowanie, w jaki sposób pozbyć się rzeczy, których nie będę już potrzebowała. Rozejrzyjcie się wokół siebie. Na pewno znajdziecie wiele przedmiotów, które są z wami już tak długo, że przestaliście je cenić, a nawet zauważać. To gruntowne porządki, i pozbywanie się rzeczy po to, by życie stało się łatwiejsze i mniej zaśmiecone. Niekoniecznie musi to mieć związek ze śmiercią, ale często ma.

Myślę, że to ważne – takie porządki nie muszą mieć związku ze śmiercią. I owszem, w przypadku autorki, która kilkukrotnie porządkowała rzeczy po zmarłych osobach, możemy mówić o lęku przed pozostawieniem komuś tego obowiązku. Ale gruntowne porządki robimy przede wszystkim dla siebie.

RZECZY, RZECZY, I JESZCZE RAZ RZECZY

 

Jakie porady dla osób, które chcą przeprowadzić takie porządki, ma autorka?

Po pierwsze – zacznij od piwnicy lub strychu – bo tam najwięcej rzeczy trafia „tymczasowo”, by potem zostać tam zapomniane.
Po drugie – poinformuj o tym, że robisz takie porządki, swoich bliskich i znajomych. Może coś się komuś przyda?
Po trzecie – warto mieć pod ręką kartony, żeby mieć w co pakować rzeczy do oddania/wyrzucenia.
Po czwarte – zacznij od rzeczy największych i najłatwiejszych do wyrzucenia.
Po piąte – poproś o pomoc kogoś z zewnątrz. Spojrzenie kogoś bezstronnego na posiadane przez nas rzeczy może być bardzo pomocne.
Po szóste – oddawajcie mądrze – dla kogoś może być kłopotem to, że mógłby Waz zranić, odmawiając.
Jak widzicie – proste, życiowe rady. Z jednej strony nic odkrywczego, z drugiej – przydatne, bo każdy z tych punktów ma sens.

JEŚLI NIE PAMIĘTACIE, DLACZEGO COŚ MA MIEĆ DLA WAS ZNACZENIE ANI O CO TO TRZYMACIE – TO ZNAK, ŻE MOŻNA SIĘ Z TYM ROZSTAĆ

Jednak sposób, z jakim autorka przeprowadziła porządki wśród swoich rzeczy, budzi moje wątpliwości.

We słowie wstępnym Margareta stawia tezę, że W ciągu życia zgromadziliśmy mnóstwo pięknych rzeczy – przedmiotów, których wartości wasze rodziny i przyjaciele nie będą w stanie docenić i o które nie zdołają się odpowiednio zatroszczyć.

Nie mogę się z tym bezrefleksyjnie zgodzić. Owszem – konewka nie jest przedmiotem do doceniania i troszczenia się, ale trzeba ją mieć. A to, co jest piękne dla nas, wcale nie musi być piękne dla innych ludzi, nawet dla naszych bliskich. I tylko z powodu obawy, że im się nie podobają, mielibyśmy z nich rezygnować? I w ogóle co oznacza troska o przedmioty?

Margareta miała po swojej mamie piękną bransoletę. Ale obawiając się sporów wśród pięciorga swoich dzieci o to, kto ją ma dostać gdy umrze – sprzedała ją. Czasem trzeba oddać ukochaną rzecz komuś obcemu, kto będzie miał związane z nią własne piękne wspomnienia.

Smutnym wydaje mi się, że z obawy przed kłótnią wolała sprzedać coś pięknego, co było w rodzinie od dawna, niż poszukać rozwiązania.

Radzi również czytelnikom, by pozbyć się tych rzeczy, których możemy się wstydzić. Jeśli nie chcemy po śmierci zaszokować, że coś mieliśmy – wyrzućmy od razu.

Wszystkie te sytuacje są dla mnie dziwnymi obawami, co ludzie pomyślą o nas i naszych rzeczach po naszej śmierci. A zupełnie nie jest to rzecz, którą zamierzam się przejmować. I teraz, i w przyszłości.

Margareta opisuje też, jak jedna z przeprowadzek – do innego kraju – sprawiła, że z obawy przed tym, jak pies zniesie konieczną kwarantannę, znalazła mu nowy dom. Ponownie obawa przed hipotetycznym problemem sprawiła, że znalazła zaskakujące wg mnie rozwiązanie sytuacji.

Nie ze wszystkimi radami zawartymi w książce się zgadzam. Ale lubię jej autorkę. Jest w tej książce coś, co sprawia, że czuję do niej sympatię, mimo różnic opinii. Jest w stylu opisywania przez nią swojego życia ciepło i przytulność. Margareta zauważa, że „szaleńczy konsumpcjonizm”, który obecnie trwa, szkodzi naszej planecie. Widzi światełko w tunelu w zachowaniu młodych ludzi, którzy zaczynają zauważać i doceniać używane rzeczy, co może pomóc Ziemi. Wie też, że nie trzeba mieć rzeczy, by się nimi cieszyć. Ozdobą książki są ilustracje narysowane przez autorkę, bardzo pasujące do treści i klimatu, a miłym dodatkiem na koniec jest załącznik z trzema przepisami na marmoladę z owoców róży, sherry z czerwonych buraków i sernik z bohuslan.

Czy polecam tę książkę? Tak, myślę, że warto ją przeczytać. Z pewnością będzie miłą inspiracją do zastanowienia się, czemu i po co mamy tyle rzeczy. Jest to pozycja na jeden – dwa wieczory. A na zakończenie kilka złotych myśli z książki Sztuka porządkowania życia po szwedzku. Jak sprawić, żeby bliscy zachowali po nas wyłącznie dobre wspomnienia.

• Zorganizowany dom do taki, w którym każda rzecz na swoje miejsce
• Bałagan jest niepotrzebnym źródłem rozdrażnienia (np. szukanie kluczyków)
• Ludzie nie myślą o śmierci, pozostawiają po sobie bałagan – myślą, że są nieśmiertelni?
• Najbliżsi pragną zachować po was rzeczy piękne, a nie wszystkie
• W magazynach wnętrzarskich wszystko wygląda tak samo – bezbarwne, proste, idealne, dziwaczne kompozycje

 

Wszystkie śródtytuły i ilustracje pochodzą z książki Sztuka porządkowania życia po szwedzku.