zakupy

Rzeczy, których nie kupiłam

Podsumowując ostatni rok zakupowy najpierw chciałam podzielić się z Wami moimi udanymi zakupami – takimi, które mi służą, z których jestem zadowolona, i które mogłabym Wam zarekomendować.

Ale potem pomyślałam, że warto ten temat ugryźć nieco inaczej – i stąd

 

lista rzeczy, których w tym roku sobie nie kupiłam.

kilka książek
Odkąd mam czytnik, regularnie korzystam z serwisu upolujebooka. Można z niego korzystać na dwa sposoby – jako wyszukiwarka najkorzystniejszych ofert na tytuł, którego szukamy, i jako opcję do śledzenia promocji. Jeśli czekasz na dobrą ofertę na określony tytuł, ustalasz sobie jaka cena Cię interesuje i czekasz na mail upolowaliśmy dla Ciebie ebooka. Na przykład – chcesz przeczytać książkę „Wielka magia”, ale nie chcesz na nią wydawać 40 zł, tylko 15. Jeśli w jakimś sklepie będzie taka cena, dostaniesz maila z linkiem do danego sklepu. I wiecie co? Już kilka razy dostałam maila o dobrej cenie szukanej przeze mnie książki, i rezygnowałam z jej zakupu. Po pierwsze – lista pozycji do przeczytania jest stanowczo za długa. Po drugie – po prostu już nie mam ochoty na przykład na kolejną książkę danego autora.
Efekt – nie kupiłam kilku książek.

buty, które zwróciłam
Na wiosnę już wiedziałam, że potrzebuję przejściowych butów. Wygodnych, ale na obcasie. Czarnych, skórzanych. W listopadzie zaczęłam ich szukać, i znalazłam jedną podobającą mi się parę w sklepie internetowym. Przyszły. Wygodne, ładne, takie jak miały być.
Ale.
Zauważyłam, że delikatny ozdobny pasek ściera się już w nowych butach. Wiem, że nie jest to super widoczne. Wiem jednak też, że przeszkadzałaby mi sama świadomość tego faktu. Dodatkowo – jeśli nowa rzecz ma jakieś, nawet mikro, wady, to oznacza, że w czasie ich używania powiększałyby się. Nie ma na to rady, rzeczy się zużywają. Dlatego podjęłam decyzję o ich zwrocie – chociaż były moim jedynym wyborem.
Efekt – nie kupiłam butów.
Answear, przy okazji dziękuję za bardzo wygodny system zwrotów!

kominek na woski
Jakiś czas temu stłukł się (wiecie, się) mój kominek na woski zapachowe. Kupiłam go kiedyś z drugiej ręki na grupie simplicite, bo uwielbiam jak ładnie pachnie w domu. Korzystałam z niego często, do czasu bliskiego spotkania z piłką. Pierwsza myśl – odkupię go sobie. Szukałam, znalazłam. Już miałam w koszyku. A potem pomyślałam, że kominek zapachowy to świetna pozycja do listu do Świętego Mikołaja. W naszej rodzinie często wprost mówi się, lub pisze w liście, o tym co by nas ucieszyło. Dobrze jest mieć o co poprosić.
Efekt – nie kupiłam kominka. Ale kto wie, może znajdę go pod choinką?

zachciewajki
W tym roku postanowiłam zapisywać rzeczy, które mam ochotę kupić – głównie te drobiazgi. Zrobiłam sobie listę tych „zachciewajek”. I ilekroć na nie patrzę utwierdzam się w przekonaniu, że tym właśnie są – zachciankami. Nie kupuję ich.
Efekt? nie mam koszuli nocnej (śpię raczej w piżamach), pędzla do nakładania maseczki (wydawało mi się, że dużo produktu zostaje na palcach), parasola (w razie potrzeby używam tego, który mam. Wygina się, ale przed deszczem chroni). Nie mam też najpiękniejszego na świecie przycisku do papieru. To taka szklana kula z zatopionym w niej kwiatem. Przedmiot, który mnie zachwycił. Ale – gdzie ja go mam używać? Nie mam gabinetu, na którym mógłby się pięknie prezentować. Nie mam papierów, które miałby przyciskać. Po dwóch miesiącach stałby się kurzołapem. Stwierdziłam więc, że nie ma sensu kupowanie go. Znalazłam więc zdjęcie z podobnym przedmiotem, i zrobiłam z niego tapetę na komputer. Patrzę na nią codziennie, nie muszę wycierać z niej kurzu, i nie zapłaciłam za to (zdjęcie jest z bazy darmowych zdjęć, wykorzystałam je w grafice do wpisu)

A Ty? Czy jest coś, czego nie kupiłaś?